One Direction

One Direction
One Direction w wersji eleganckiej :)

niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 1

2010 rok

Perspektywa Kate

Jak on mógł to zrobić? No jak? Jak mógł mnie zostawić samą? Nie mógł. To na pewno jakiś żart. Na pewno... A jeśli nie? A jeśli on naprawdę wyjechał? Jeśli naprawdę cię zostawił? Nie, nie mógł. Obiecał że nigdy mnie nie zostawi, że zawsze będziemy razem, że zawsze będzie mnie chronił przed tym dupkiem, Jonatanem. To jest niedorzeczne oni kłamią, wszyscy kłamią! Nie oni nie kłamią, po co mu byłaś? Po nic, byłaś dla niego tylko kulą u nogi. Przez ciebie chodził poobijany, po kolejnych bojkach z Jonatanem. Nie chciał cię już chronić!- mówił wredny głosik w mojej głowie. Och, zamknij się w końcu! 
-Kochanie, przykro mi to prawda. On naprawdę wyjechał.- powiedziała mama tym samym wyrywając mnie z bitwy z własnymi myślami.
-Nie mamo, to jakieś kłamstwa! Zaraz tu przyjdzie i będzie wam wszystkim głupio! A skąd ty możesz wiedzieć że wyjechał?!
- Spokojnie, córciu. On tu nie przyjdzie bo wyjechał do Londynu, naprawdę. Dzwoniła jego mama jak byłaś w szkole i kazała ci przekazać że Nathan wyjechał i już tu nie wróci.-Pierwsze łzy popłynęły z moich oczy, tym samym rozmazując mój delikatny makijaż.- Kate, skarbie nie płacz. Nathan obiecał że będzie do ciebie codziennie dzwonił, będziecie przecież gadać na sky'pie. A może nawet pojedziesz do niego na wakacje.- Mówiłem że to prawda, on cię zostawił! Przestań, to nie prawda. Będziemy do siebie codziennie dzwonić i gadać na sky'pie. Nie stracimy kontaktu, na zawsze zostaniemy przyjaciółmi! Powiedział to na odczepne! Nie prawda! Nie prawda? To dlaczego się nawet nie pożegnał? Dlaczego wczoraj nie powiedział ci że wyjeżdża? Pewnie bał się mojej reakcji. Zakończyłam kłótnie w mojej głowie i stwierdziłam że pójdę na spacer.
-Wychodzę- Krzyknęłam do mamy, która wróciła do robienia obiadu. Ubrałam swoją skórzaną kurtkę i wyszłam z domu. Kierowałam się do naszego (mojego i Nathana) miejsca. Szłam wolnym krokiem w stronę leśnej dróżki. Z odległości 100 metrów było już widać małą polankę na około porośniętą drzewami i krzewami. Podeszłam do huśtawki którą sami zrobiliśmy na jednym z drzew i usiadłam na niej. Po dziesięciu minutach zeszłam i podeszłam do pnia drzewa, wdrapałam się na gałąź i ujrzałam napis który zrobiliśmy jak ja miałam 9 lat, a Nathan 11. Były tam wyryte cztery słowa: Kate+Nate=Friends Forever <3. Po tym jak wyryliśmy ten napisy, przychodziliśmy tu codziennie. A teraz on wyjechał. No trudno trzeba żyć dalej, najwyżej będę ty przychodzić sama.

2012 rok

Nie powstrzymywałam już lecących łez, a po głowie ciągle krążyły mi słowa wypowiedziane przez lekarza 10 minut temu "Przykro mi, robiliśmy co w naszej mocy ale nie udało się. Pani matka nie żyje..." To nie możliwe, ona żyje. Musi żyć. Nie mogła nas zostawić! Myślę nas ponieważ mam roczną siostrę Lili. Pytacie jak to się stało że moja matka nie żyje? No więc wczoraj moja mama pojechała do pracy. Była brzydka pogoda. Padał śnieg, droga była ślizga, a na dodatek była okropna mgła. Mama dojechała do pracy bez problemu. Gdy wracała do domy musiała stanąć  na czerwonym świetle, wtedy jakiś debil wjechał w nią rozpędzonym busem. Podobno to jego wina, bo jechał za szybko i wpadł w poślizg. Mimo tego że mama szybko trafiła do szpitala to nie przeżyła... Jonatan coś tam załatwiał z lekarzem jeszcze, ale i tak nie dał rady już powstrzymywać łez. Ja , ja sama byłam zrozpaczona, nie mogłam dłużej utrzymać się na nogach więc usiadłam na szpitalnym krześle. Usłyszałam jak ktoś woła moje imię. Odwróciłam głowę w strone z której dobiegał ten krzyk i ujrzałam Samanthe i Josha Kelly (rodziców mojego przyjaciel byłego przyjaciela, Nathana). Sądząc po ich przerażonych twarzach już wiedzieli że mama nie żyje. Sam podbiegła do mnie i mocno mnie przytuliła. Wyprowadziła mnie ze szpitala cały czas szepcząc mi do ucha kojące słowa. Ale dla mnie to były tylko słowa, nie pomagały mi, płakałam coraz bardziej. Pani Kelly zaprowadziła mnie do swojego auta i usadowiła mnie na miejscu pasażera, a sama usiadła za kierownicą. Cisze panującą w aucie przerywał mój szloch. Nagle sobie coś uświadomiłam.
-Gdzie Lili?- zapytałam łamiącym się głosem. Sam spojrzała na mnie i odpowiedział delikatnie się uśmiechając, że jest u Pani Barton (sąsiadki). Po tym co usłyszałam odetchnęłam z ulgą i oparłam głowę o szybę. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz